Szukaj na tym blogu

wtorek, 30 grudnia 2014

Ile mogę zobaczyć w tej ścianie?
Mam już pewność - nie przebije jej wzrok.
Ile trwać jeszcze ma to zastanie?
Przecież mija kolejny już rok.
Opadają kotary pozorów,
Problem z tym, co zostaje – bo nic.
Sama nie wiem – to kwestia wyborów?
Jeśli tak, nadal nie umiem żyć.
Ciągle patrzę na siebie gdzieś z boku,
Obserwuję tylko wydarzeń bieg.
Cały czas liczę na święty spokój
A gdy jest, nie potrafię go znieść.
I tak mija ten czas od dnia do dnia,
Życie przewija się -za slajdem slajd.
I wciąż chcę je wycisnąć aż do dna,
Zamiast tego znów widzę ten kadr.

niedziela, 28 grudnia 2014

Zostało tu po Tobie kilka słów, wciąż odbijają się od ścian
Jakby je wygrywano z nut - ich rytm jest ciągle taki sam.
Zostało ostatnie spojrzenie, które rzuciłeś w progu
Gdy wychodziłeś bezszelestnie nie wygłaszając epilogu.
Wiele tu zostawiłeś pytań, zabrałeś odpowiedzi,
I zapomniałeś chyba wtedy co dalej mnie uprzedzić.
Zabrałeś wiele więcej zostawiając tak mało,
A później wziąłeś pewność, że to się w ogóle stało.
Zabrałeś coś bardzo ważnego co miało istnieć wiecznie,
I teraz muszę to odzyskać, i walczę bezskutecznie.
Gdy zamykałeś drzwi za sobą to nie widziałeś pewnie,
Że krok za Tobą było coś, co Cię goniło niepotrzebnie.
I nigdy nie wróciło, wiem, że Ty też tego nie masz
Więc dziś gdzie jeszcze szukać, mogę już tylko mniemać.
I siebie też zgubiłam w tym zamieszaniu całym
Długo nie mogłam znaleźć a drogi się zwężały.
Już jestem tam gdzie było niedawno moje miejsce,
Lecz teraz to jest pomnik poświęcony tej klęsce.

sobota, 27 grudnia 2014

Życie przechodzi z boku; w ciemnej nocy jasny pokój
Nie da spokoju po zmroku, dużo dzieje się wokół.
Ciągle nowe wynalazki niby nie do podrobienia,
Myślisz, że masz tak wiele choć nie masz nic do stracenia
W zapełnionym mieszkaniu pustsze niż kiedykolwiek
Siedzi ciało człowieka, dusza przegrała wojnę
Wszystko mogłoby zrobić aby osiągnąć cel
W bilans zysków i strat już wliczyło każdy dzień.
Obudową z pieniędzy uzupełnia brak życia,
Szczęście wygrało w loterii bez żadnego pokrycia
Ciągle tego nie widzi, jednak traci tak wiele
Kolejnego znajomego wciąż nazywa przyjacielem
Nikt go nie zna naprawdę a najmniej ono samo
W swoim planie bez marzeń budzi się codziennie rano
Nawet nie widzi, że niszczy każdy kolejny dzień
Myśli, że może mieć wszystko nie wie o rzeczach bez cen.

W czterech pustych ścianach jedno serce puste,
Emocje, marzenia owinięte w grubą chustę,
Nie masz nic przeciwko żeby jak blaszany robot
Żyć nie myśląc wcale co to znaczy nie być sobą
Nie wiesz gdzie masz upchnąć swe marzenia i plany
Zostawione na wierzchu ciągle mogą tworzyć rany
Skrępowany pasami własnych zasad i zakazów
Nie pozwolisz nigdy sobie tracić czasu "ani razu"
Wciąż od nowa te słowa powtarzasz powoli
Nie widzisz granic Twojej i ogółu woli
Swój charakter spuściłeś w wodospadzie oczekiwań
Nie wiesz która strona lustra tak naprawdę jest prawdziwa
Ktoś do ucha Ci szepcze co masz myśleć i mówić
Wytyczoną już masz ścieżkę i nie możesz się tu zgubić
Choćbyś nie chciał musisz robić to - to co Ci każą
Narysujesz się od nowa oni na pewno Cię zmażą.

(~Roboty, wrzesień 2013)
Znów żyć od nowa uczyć się muszę.
Nie wiem - oddycham czy tylko się duszę?
To wszystko bez sensu więc czy sens ma sens?
Bywa tylko przez chwilę lub nie widać gdy jest.
Już przestałam odróżniać czy upadam, czy wstaję.
Wciąż mnie gonią pytania, których nikt nie zadaje.
Ciągle szukam czegoś, czego może nie być
I wciąż mam wątpliwości: żyję czy próbuję przeżyć?
Ostatnimi siłami biorę swój oddech pierwszy
W świecie pozbawionych cudów jednak tym najważniejszym.

Trudno czasem do siebie dotrzeć, 
Gdy nawet nie wiesz, kiedy łzy otrzeć. 
Kiedy porzucić musisz marzenia, 
Żeby znów nie mieć nic do stracenia. 
Gdy praktykujesz masochizm wtórny, 
Gdy na wystawach oglądasz urny, 
Będąc na drodze do zatracenia, 
Goniąc zawzięcie coś czego nie ma. 
Bojąc się czasem spojrzeć w swe oczy, 
Myśląc wciąż o czymś – nie wiedząc o czym. 
Upadać – wstając, upadając - wstawać. 
Znajdować sens, nie umiejąc go nadać. 
Błądząc bezwiednie labiryntami, 
Szukając szczęścia – jesteśmy sami. 
Sami, choć w tłumie przyjaznych twarzy, 
Marząc wciąż o czymś, co się nie wydarzy. 
Gubiąc się w ciszy, odnajdując w gwarze, 
Do tyłu przewijać czas na zegarze. 
Zostawać w cieniu własnych ambicji, 
Mówić coś – nie myśląc wcale o niczym. 
Topiąc się, schnąć w deszczu własnych nadziei. 
Odnaleźć wiarę pod stertą kamieni 
Twardszych niż serce bijące jak dzwon, 
Którego nie można uciszyć o ton. 
Próbować udawać, że się go nie słyszy, 
I tylko czasem czuć się jak na smyczy 
Z tego co wypada i czego nie wolno 
By wciąż czuć tą pustkę – lecz teraz bezwonną. 
Uciekając wciąż przed kimś, by ten ktoś nas gonił, 
Mówić, gdy ktoś słucha, że to wszystko – to nic.
Szukamy półślepi, pół-pewni czego,
Błądzimy ciągle, nie wiedząc dlaczego;
Topimy się w rzekach, które wylewamy,
We własnych armiach będąc całkiem sami.

Odnajdując prawdę zdobywamy kłamstwa,
Odwiązując pętlę, czując, że czas nastał
Wiążemy swe serce, krępujemy dłonie,
Wciąż gasimy coś, co działa gdy płonie.

Chcąc odbić od brzegu szukamy przystani,
Znaleźć się daleko - nie przekraczać granic,
Na kompromis każemy iść własnym marzeniom,
Ujmujemy im piękno zlewając z przestrzenią.


Standardów szukamy dla swojej utopii
By najmniejszą mrzonkę w standardach utopić,
Boimy się szczęścia choć wciąż go szukamy.
Chcemy stać na moście jednak czuć, jak pływamy.
Ty, co plany burzysz bez mrugnięcia okiem,
Z piasku domki zmiatasz ulewy potokiem,
Ty, co decydujesz bez zastanowienia
O naszym istnieniu, czy jest, czy go nie ma.
Losie, który dano nie dając wyboru,
Losie bez kształtu, Losie bez koloru,
Losie, co nigdy nie puka gdy wchodzi,
Co się nie obraca gdy wołają młodzi
Czy starzy ludzie bez nadziei;
Czasem gdy im ciężko na plecy kamieni
Dorzucasz nie znając wyrzutów sumienia,
Przecież nigdy nie czułeś tego trudu istnienia,
Który czasem dotyka bez przyczyny projekcji,
Może nawet z powodu tęsknoty perfekcji
Co nam miga czasem tylko przed oczami
Byśmy pamiętali jak jej brak nas rani.
Później ciągle, bezwiednie i wbrew własnej woli
Biegniemy wprost na nią chociaż życie nas goni,
Ona wciąż umyka nam, będąc o krok,
I tak chwila po chwili upływa rok,
Dekada... Życie odbiegnie z myślami,
Zostaniemy mniej już, niż po prostu sami.
Zostaniemy bez siebie, bo nas już nie będzie
Ale czy od "nigdzie" tak daleko do "wszędzie"?