Wątpliwość zasiałeś w
mym sercu jak zboże
Wciąż wierzę, że zbierzesz je we właściwej porze.
Te ziemie zmarznięte i wyjałowione
Zmieniłeś w czekające, gorąco stęsknione
Za słońcem, co rozgrzać je może boleśnie,
Wciąż wierzę, że zbierzesz je we właściwej porze.
Te ziemie zmarznięte i wyjałowione
Zmieniłeś w czekające, gorąco stęsknione
Za słońcem, co rozgrzać je może boleśnie,
I paść na te plony, by
rosły bezkreśnie
Skropiłeś je wiarą w czas lepszy, owocny
Skropiłeś je wiarą w czas lepszy, owocny
Dałeś powód by czekać na
nadejście wiosny
Pytanie jest jedno, lecz
krew mrozi w żyłach,
Czy to co zostało z mego
serca ma siłę
By zebrać się znowu po
rozczarowaniu,
Które na horyzoncie jawi się w urodzaju.
W tej zimie co chłodniej objawia się we mnie
Które na horyzoncie jawi się w urodzaju.
W tej zimie co chłodniej objawia się we mnie
Twe spojrzenie roztapia
te lody, lecz we dnie,
Którym brakuje z Twych
oczu natchnienia
Kilka myśli nie daje mi chwili wytchnienia.
Kilka myśli nie daje mi chwili wytchnienia.
Wciąż pytam co jeśli
Ciebie też muszę zgubić,
Co jeśli to bez celu i czy jest sens się trudzić
Co jeśli to bez celu i czy jest sens się trudzić
Szukając wciąż sobie
prywatnego szczęścia,
Mogłam dawno przegapić
prawidłowe wejścia.
Że Ty nim nie jesteś, cóż - rozumiem prawie
Lecz czemu nie mogę się wyrwać obawie,
Która szepce do ucha mi od lat już, wrogo,
Że Ty nim nie jesteś, cóż - rozumiem prawie
Lecz czemu nie mogę się wyrwać obawie,
Która szepce do ucha mi od lat już, wrogo,
"Nikt się tu nie
urodził po to, by być z Tobą."