Ostatni już oddech biorę nim zamilknę.
Jeszcze chwilę powalczę a potem... przywyknę.
Ten ostatni raz szerzej otworzę dziś oczy,
Później dam się zupełnie tak jak wy zamroczyć.
Obojętność codziennie będę wdychać z tlenem
Obarczając wszystkim nieme przeznaczenie.
Nauczę się, jak wy, po trupach, bez celu
Brnąć, kłody pod nogi rzucając ślepemu.
Po co? Sama nie wiem, nie pytałam nigdy.
Może tylko dlatego, że trudniej być innym?
Omijamy łukiem wyciągnięte dłonie,
Schowani gdzieś, sami, w naszym ciasnym schronie.
Bezpieczni z pewnością, ale czy szczęśliwi?
Niech to rozwiązanie zostanie wątpliwym.
Odwracanie wzroku przekazując w genach,
Nie widzimy jak kończy się ta ziemska scena.
Spadamy; bezwiednie, bez ubezpieczenia.
Jaka to różnica? Od dawna nas nie ma.