Mój diamencie najdroższy, choć nieoszlifowany.
Mój diamencie do poprawek nieprzystosowany.
Mój diamencie, niewidocznie świecisz mi najjaśniej.
Diamencie ukryty, bez którego nie zasnę.
Nie odpocznę od Ciebie, nie opuszczę myśli,
Że może przez chwilę chociaż mi się przyśnisz.
Mój diamencie a mój bo nikt inny nie widzi,
Tego co po oczach bije, nawet wtedy gdy szydzisz
Z mych dość jawnych marzeń i zbyt głupich pragnień
Które zamiast na szczycie przywitały mnie na dnie.
Mój diamencie, już nigdy nie nazwę Cię swoim.
Wiem, że nie mam prawa, kiedy daleko stoisz.
Jednak kamieniu twardy, spójrz proszę raz jeszcze,
Czy naprawdę swe łzy mogłam pomylić z deszczem?
I czy to nic nie zmienia, że choć mogę się poddać,
Nadal to co najlepsze Tobie chciałabym oddać?
Wiem - odpowiedź jest prosta i to nie ma znaczenia,
Do czyjego w tej sprawie się odwołam sumienia.
W moich oczach być tylko miałeś spadającą gwiazdą,
Przewidzeniem, co by nigdy nie mogło być prawdą.
Jednak znów Cię znalazłam na bezchmurnym niebie
I jak teraz mam, powiedz, nie patrzeć na Ciebie?
Mój diamencie, wiem - nie miałam tak mówić,
Po co Ci labirynt w oczach, jeśli nie by się zgubić?